sobota, 30 lipca 2011

Ach, jak piękne jest Podkarpacie.






I kolejna rowerowa notka, ale jakoś tak się ostatnio składa, że więcej jeżdżę. Zrobiliśmy dziś najdłuższą trasę od mojego porodu – 28km. W sumie to niewiele, ale to był mój wyczyn międzykarmieniowy.
Poza tym pięknie było. I strasznie w pewnym momencie. Wjechaliśmy do lasu. Patrzyłam pod koła, bo przejeżdżaliśmy po wodzie, gdy nagle przestraszył mnie ryk. Odgłos wystraszonego zwierzęcia. Spojrzałam na ścieżkę i zobaczyłam pięknego kozła sarny z małym. Ogromny był i wyglądał groźnie (rozumiem go, był z dzieckiem). Ze strachu poczułam cały obiad w brzuchu i kazałam Mężowi zawrócić do drogi i kontynuować asfaltem, mimo, iż zwierzęta uciekły.
Dalej spotkaliśmy jeszcze dwa małe jelonki, zająca goszczącego się w pszenicy i borsuka. Pierwszy raz w życiu widziałam borsuka na wolności. Taki śmieszny jest, puchaty i kolorowy. Tylko biedak bardzo się nas wystraszył i długo uciekał.
W takich momentach żałuję, że oczami nie można robić zdjęć. Wyjęliśmy co prawda aparat, ale niewiele się dało zrobić. Sfotografowaliśmy za to cel naszej podróży, pewien opuszczony budynek.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz