wtorek, 28 czerwca 2011

Tildowy królik

Uwielbiam Tildy, wszelkiej maści i dziś zrobiłam PIERWSZEGO WŁASNEGO TILDOWEGO KRÓLIKA, którego czym prędzej oddałam mojemu małemu Słoneczku. Słoneczko spało przytulone do nowej zabawki przez cały spacer, bowiem nie jest ona kudłata i można do dziecięcia ją przybliżyć.



Zrobiłam królika, chwalę się Mężczyźnie Życia, a on tylko: "Nie wiedziałem, że ożeniłem się z Cepelią".
Ale potem się zachwycał...
Maluch go pokochał

niedziela, 26 czerwca 2011

Mąż komplement ci powie.

Mąż: Jaką ty masz Tolkienowską fryzurę!
Ja: Jak Arwena?
Gandalfa pożyczyłam stąd.
Mąż: Nie. Jak ten dziadek siwy.

sobota, 25 czerwca 2011

Ciasto truskawkowe



Nie odkryję Ameryki stwierdzeniem, że White Plate to blog genialny pod każdym względem, zarówno – nazwijmy to – literackim jak i merytorycznym. Ale większość przepisów na nim umieszczona wydawała mi się zawsze zbyt ambitna, dlatego wolałam się skupić bardziej na czytaniu, niż na gotowaniu.  Ostatnio jednak spodziewaliśmy się gości i potrzebowałam czegoś na szybko z truskawkami i znalazłam tam przepis na ciasto. Upiekłam i okazało się tak rewelacyjne, że postanowiłam o tym napisać, rekomendując jednocześnie blog Liski. Ciasto z truskawkami jest banalnie proste, choć wygląda zacnie, gdyż należy do grona ciast biszkoptowych. I wykonanie dużo czasu nie pochłania, co przy małym dziecku nie jest bez znaczenia. Zatem polecam. Pieczcie i jedzcie, nawet jeśli karmicie.
P. S. A z tego bloga uzależniona jestem jeszcze od cynamonowych kopert z ananasem

piątek, 17 czerwca 2011

Rower - to jest świat!

Co można zrobić dla siebie pomiędzy jednym a drugim karmieniem, gdy nagle ktoś z rodziny wpadnie na pomysł, że popilnuje malucha?
Tylko rower!
Uwielbiam jeździć, zwłaszcza, że mieszkam w okolicy, gdzie po pięciu minutach jazdy można już obserwować wsie spokojne, zboża, lasy, łąki i boćki. A propos boćków...
Ostatnio w międzykarmieniu jeździłam. Jadę szczęśliwa i niesyta widoków, gdy nagle mym oczom ukazał się on - piękny, dumny, smukły. Majestatycznie, powoli, bez najmniejszego cienia strachu brodził w wysokiej trawie w poszukiwaniu żab. Nie chciałam mu przeszkadzać, ale też żal mi go było tracić z oczu. Minęłam go, ale postanowiłam zawrócić i zrobić mu zdjęcie telefonem. Obejrzałam się i gdy droga była wolna, zawróciłam. Byłam tak podekscytowana, że zapomniałam, że nigdy, ale to nigdy nie wolno hamować z tylko jedną ręką na kierownicy! Zabolało. Ale nic to! Namierzyłam, zzoomowałam i pstryk! Efekt? Bociek był szybszy. Przejrzał me zamiary i wzbił się w górę (co za widok!), ale w rogu kadru ciut go widać:) Wróciłam do domu i po kilku godzinach poczułam i zobaczyłam, że na każdym udzie mam bolesne stłuczenie (na szczęście tylko tam), bo pamiętać trzeba, że nigdy, ale to nigdy.....:)
Widać go, prawda?
Dobrego dnia

wtorek, 14 czerwca 2011

Zgapiona chmurka.




Pomysł, rzecz jasna, nie jest mój. Pożyczyłam go  stąd.
Wymyśliłam sobie ostatnio, że zamiast włóczyć moje dziecko po pokojach w leżaczku, będę je częściej trzymała w  jego własnym łóżeczku. Problem jednak tkwił w tym, iż łóżeczko, owszem, śliczne, ale jakoś mało rozwojowe. Potrzebowałam czegoś w uczciwym, nasyconym kolorze i z powodu tych wymagań musiałam zrobić coś sama. Sklepy z towarami dla dzieci mają tragicznie pastelowy asortyment. Poszperałam więc w blogach i znalazłam chmurkę.
Szkoda tylko, że deszcz nie kojarzy się pozytywnie.....Chociaż....dlaczego nie? Tak sobie myślę, że deszcze jest smutny chyba tylko dla nas, dorosłych. Dzieciom się chyba podoba. Można w końcu wyjść z domu w kaloszkach (pamiętacie relaxy?) i poskakać po wodzie.
No i wychodzą dżdżownice...
Dobrego dnia!
P. S. Maluch właśnie wstał i łapie za kropelki. Chyba mu się chmurka podoba.