piątek, 25 listopada 2011

O kubku idealnym.

Znajduje się go niespodziewanie. I ma się wtedy ochotę na herbatę bez przerwy. Bo przedmioty mają moc.
A na samotne wieczory earl grey z pigwowym syropem Mamy i Sztaudynger - żeby było jeszcze bardziej absurdalnie (bo kto powiedział, że jesienią to tylko melancholia i deprecha?).

piątek, 12 sierpnia 2011

Białe jest nudne.

Każde dziecko wie, że biały, pusty kocyk jest nudny i nie ma na co patrzeć. Dlatego oprócz zdobień naturalnych w postaci pawików i łapek w deserkach można też na nim np. coś naszyć. A do naszywania dziecku służy mama. Toteż mama zajrzała na pewnego bloga, zgapiła i wyszyła za jednym zamachem własną wersję Arki Noego, którą niniejszym przedstawia. Ta-dam!


sobota, 30 lipca 2011

Ach, jak piękne jest Podkarpacie.






I kolejna rowerowa notka, ale jakoś tak się ostatnio składa, że więcej jeżdżę. Zrobiliśmy dziś najdłuższą trasę od mojego porodu – 28km. W sumie to niewiele, ale to był mój wyczyn międzykarmieniowy.
Poza tym pięknie było. I strasznie w pewnym momencie. Wjechaliśmy do lasu. Patrzyłam pod koła, bo przejeżdżaliśmy po wodzie, gdy nagle przestraszył mnie ryk. Odgłos wystraszonego zwierzęcia. Spojrzałam na ścieżkę i zobaczyłam pięknego kozła sarny z małym. Ogromny był i wyglądał groźnie (rozumiem go, był z dzieckiem). Ze strachu poczułam cały obiad w brzuchu i kazałam Mężowi zawrócić do drogi i kontynuować asfaltem, mimo, iż zwierzęta uciekły.
Dalej spotkaliśmy jeszcze dwa małe jelonki, zająca goszczącego się w pszenicy i borsuka. Pierwszy raz w życiu widziałam borsuka na wolności. Taki śmieszny jest, puchaty i kolorowy. Tylko biedak bardzo się nas wystraszył i długo uciekał.
W takich momentach żałuję, że oczami nie można robić zdjęć. Wyjęliśmy co prawda aparat, ale niewiele się dało zrobić. Sfotografowaliśmy za to cel naszej podróży, pewien opuszczony budynek.

środa, 27 lipca 2011

Skończyło się rumakowanie.

Kiedy tylko maluch naje się i zaśnie, biegnę do piwnicy, biorę rower i śmigam we wieś. Dziś już klucze brałam w łapkę, gdy wylazła wielka jak słoń chmura, która zrobiła na moją okolicę przeogromny wylew. Ale myli się, kto myśli, że mnie ona przestraszyła. Nic z tych rzeczy. Wylała i polazła dalej, a ja siup na rower i w drogę. Wzięłam jeszcze Męża, żeby się po ciemku nie włóczyć po lesie i wsi. Było słodko, miło i cudownie, jak zwykle na rowerze, do jakiegoś dziesiątego kilometra. Chciałam pokazać, żem kozak i wjechałam w kałużę. A że kondycja jeszcze nie ta, środek ciężkości trochę ciążył, zrywność mi w pewnym momencie zawiodła i musiałam stopę swą postawić na piasku, który był piaskiem nie byle jakim, tylko dokładnie piaskiem podeszczowym, dalej nazywanym błotem. I umoczyłam! Ale muszę stwierdzić, że było nawet przyjemnie. Woda ciepła, tylko butki mi się okrutnie ubrudziły. I skarpetki. I spodnie… Dobrze, że nie wzięłam trampek.


poniedziałek, 25 lipca 2011

Zaatakowała mnie bestia.

Ostatnio przejeżdżając samochodem zauważyliśmy jakiegoś dziadka, który zbierał przy drodze jeżyny. Jak można zbierać i jeść cokolwiek, co rosło przy samej ulicy? Nie wiem, ale na dźwięk słowa "jeżyny" moim oczom wyobraźni ukazała się nowa wersja muffinek. Postanowiłam więc, że pozostawię Malucha Mamie, wsiądę na mój ukochany rower, zabiorę Męża i się udam w poszukiwaniu nieprzydrożnych owoców lasu. Głupia to była myśl i więcej nie pojadę (mimo, że rowerem jeździło się przednio), bo:
1. Jeżyn jeszcze jest niewiele, w większości są zielone czyli czerwone.
2. Te, które już wyrosły mają jeszcze kwaśny smak.
3. W krzakach czają się bestie. Powaga. Mam dowód. Siedzą bezwstydnie na liściach i dybią na jeżynowych zbieraczy niczym baba Jaga na Jasia i Małgosię. Zobaczcie.

- Dlaczego ona się nie rusza? Zdycha? - Nie, kamufluje się. - Jak się kamufluje? Przecież ją widzę!

Zdjęcia robione na oślep komórką.

Prawda,  że bestia?


wtorek, 19 lipca 2011

I did it!

Udało mi się! W końcu zrobiłam sobie torbę, która mi się podoba! I na dodatek okazała się banalnie prosta i szybka, nawet ręcznie. Trochę szpecą szwy, zwłaszcza, że używałam białej nitki (z uwagi na płótno). Ale to się zakryje:). Jeszcze muszę wstawić zamek, doszyć kieszonki, klapkę i w ogóle jakoś podrasować całość, ale nie mogłam się doczekać i dziś już powędrowałam w miasto z surową wersją. Taka też mi się podoba. Będę wprowadzać zmiany i publikować, chwalić się i chwalić, aż osiągnie ideał:):):)
Wiem, że prawdziwe krawcowe teraz mogą się uśmiechać litościwie, ale w końcu ja jestem profesjonalnym amatorem i wolno mi się cieszyć z każdego przyszytego guzika.

dobrego dnia wszystkim


wtorek, 5 lipca 2011

Panie pilocie, dziura w samolocie!

Pamiętacie te wszystkie durne, dziecięce wierszyki? Ja do dziś się zastanawiam, jak mogłam tak stać pod blokiem i drzeć japę w kierunku lecącego samolotu. Chociaż i tak to była jedna z bardziej softowych rymowanek. Ostatnio z Mężem przypominaliśmy sobie te bardziej hard.
U niego największą obelgą było:
A:Powiedz:"Klucz pod wanną"
B: Klucz pod wanną.
A: Kąpiesz się z gołą panną!


Na moim podwórku "na ucho" mówiło się wierszyk:
"Dziadek stówkę, babka stówkę
 i kupili motorówkę.
Dziadek siadł, babka siadła.
Dziadek piernął, babka spadła."

Ciekawe, co wymyślą nasze dzieci:)